ZAKAZANY OWOC.

To był smak. Wspaniały z niczym nie porównywalny smak. Pożądaliśmy go tak bardzo i to tak bardzo, że gotowi byliśmy podejmować nadzwyczajne środki ostrożności, by choć na chwilę się z nim zatracić. Ile to rajdów w ostępy leśne zaliczyliśmy, ile to razy udawaliśmy się w miejsca, gdzie wzrok dorosłych nie sięga. Tego nie zliczę. Nie zliczę również ilości podjętych prób, by go zdobyć. By dosięgnąć zakazanego owocu.

Byliśmy w tedy gówniarzami. Ekipą wchodzącą w trudny okres życia - dorastanie. Jeszcze nie dojrzali, ale już wyczekujący i w pełni świadomi, że dorosłość nadejdzie. Że pojawią się obowiązki. Na tę chwilę żyliśmy beztrosko. I gdy tylko udało się wymknąć, smakowaliśmy zakazanego owocu.
Jakże pyszny był łyk piwa. Ta goryczka rozlewająca się po podniebieniu, ten boski zapach, ta aksamitna piana niepodobna do żadnej innej. Jak wspaniale smakował papieros, szczególnie w gronie swoich ludzi. Dym, mimo że nas nieraz dusił, wydawał się aż słodki. Wino? Nawet najtańsze było dla nas ambrozją. Starczyło nam niewiele, by zaszumiało człowiekowi w głowie, by wprawić się w ten dziwny stan upojenia.
A ile to się natrudziliśmy by coś zorganizować. Wyprawa do sklepu czy na stację benzynową zawsze kończyła się małym sporem, kto kupuje. Szedł ten, który wyglądał najdoroślej. Jedni sprzedawcy od razu nas wyłapywali i odprawiali z kwitkiem. Były też miejsca, gdzie miłe panie po dłuższej rozmowie i przekonywaniu ich, że dowód został w domu, a nam nic nie będzie w końcu ulegały. I rzucały zawsze na odchodne "chłopcy, tylko proszę - nie spijcie się". "Co złego to nie ja" zapewne chciały zapewne dodać. Nigdy byśmy ich nie wydali. Nie kogoś, kto pozwalał nam liznąć dorosłości i raczyć się zakazanym owocem.
Parki, stare magazyny, miejskie tereny zielone dawały nam schronienie. Mimo to zawsze zachowywaliśmy największe środki ostrożności, by nie wpaść na kogoś z rodziny albo służby mundurowe. Kryliśmy się niczym oddział zwiadowczy na terytorium wroga. Pełen profesjonalizm. Zawsze czujni, byleby tylko nikt nam nie odebrał nam obcowania z zakazanym owocem. Ile tych chwil pozostało nam dziś w pamięci. Ile tych wspaniałych chwil. Byliśmy jak jedno ciało. Wydawało się, że nic nas nie rozdzieli, nic nie zabierze tych smaków. 
Aż przyszedł okres osiemnastek. Jedne wychodziły huczne, inne skromne, jak moja. W naszych kieszeniach pojawiły się dowody osobiste. I dotychczas zakazany owoc stał się nagle czymś legalnym, czymś po coś możemy po prostu sięgnąć, bez żadnych konsekwencji, bez strachu. 
Te wspaniałe smaki rozwodniły się, stały się pospolite. Dziś są praktycznie codziennością. Poszarzały, zgubiły głębie. Zakazany owoc stał się po prostu owocem dnia powszedniego. A może to kilka lat temu wszystko było po prostu lepsze? 
Nie chce mi się dumać. Zostanę jeszcze chwilę we wspomnieniach.

Komentarze