To Twoja chwila, Twoja fura i Twoja droga. Wiesz, że akurat na tym odcinku nie będzie stać ani policja, ani miejscy. W dupie masz zakazy, tym bardziej, że doskonale panujesz nad swoim bolidem, co też ma gwarantować bezpieczeństwo Tobie i inny, uczestnikom ruchu. Rozpędzasz się. Jedynka, dwójka, trójka, wchodzi już czwórka. Ograniczenie do 50 km/h? Przecież Ciebie nie dotyczy. I mkniesz niczym strzała, aż tu nagle pojawia się On. (Nie)dzielny kierowca. I cały misterny plan w pizdu.
Nazywasz go zawalidrogą, mendą drogową lub po prostu (nie)dzielnym kierowcą, a może On ma po prostu na imię Janusz. Może wsiada za kółko od wielkiego dzwonu, a może po prostu ma coś, czego brakuje innym wojownikom szos - olej w głowie. Łamanie przepisów drogowych w naszym kraju to chyba jakiś sport narodowy. Ile razy widziałem samochody mknące z zawrotną prędkością przez pasy i zgrozo, wyprzedzające na nich, szczególnie gdy inny pojazd (nie)dzielnego kierowcy zatrzymuje się, by przepuścić pieszych.
Przejazdy kolejowe. Mało to na nich wypadków. Ale, ale. Pokonywanie ich smakuje najlepiej, szczególnie gdy opadają już szlabany. A potem zeskrobują takiego z torów i jeszcze ruch pociągów tamuje.
Stówka na liczniku przy ograniczeniu sięgającym połowy tej prędkości. Wyprzedzanie na odcinkach jezdni wyjętych z ruchu. Ruszanie z piskiem opon. Wchodzenie w zakręt z driftem, aż w końcu parkowanie, gdzie tylko się da. Byle by pokazać, jak pierdoli się zasady. (Nie)dzielny kierowca tego nie zrobi.
I muszę Ci się do czegoś przyznać.
Sam jestem (nie)dzielnym kierowcą. Wsiadam za kółko raz na jakiś czas, przestrzegam przepisów, a moje przekleństwa są dobrze słyszalne na zewnątrz samochodu, nawet jeśli mam zamknięte okna.
Komentarze
Prześlij komentarz
Pisz, tylko szczerze.