GDY UMIERAJĄ ENTY

Enty były z nami od zawsze. Od kiedy na tej planecie istnieje życie. Nikt nie wie skąd się wzięły, nikt nie potrafi nazwać pierwszego, który się pojawił, nikt nigdy go nigdy nie opisał. Lecz jego pobratymcy wciąż nam wiernie służą. Dostarczają tlenu, pożywienia, cienia. Niestety trawi je najgorszy wirus znanego nam świata - człowiek.
Człowiek nie ma skrupułów. Zarzyna Enty siekierami, piłami spalinowymi, wyrywa z korzeniami. Pozbywa się ich z każdego gruntu na którym może coś zbudować, na którym może coś zarobić. Wykorzystuje je do produkcji tego, co tak bardzo pożąda - do robienia pieniędzy. W końcu celuloza zamieni się kiedyś w papier, a ten w banknoty.
Od kiedy sięgam pamięcią, uwielbiałem drzewa. Jako dzieciak wspinałem się po nich, budowałem na nich domki, wieszałem liny, by następnie się na nich bujać. Raczyłem się owocami, których nam dostarczają. Gruszki, jabłka, mirabelki. To wszystko miało tak wspaniały smak, gdy samemu się po nie wspięło. Gdy pokonywało się gałąź po gałęzi, by sięgnąć słodkiego owocu. 
Kiedy nadchodziła wiosna, zawsze przyglądałem się tym małym, bezbronnym pączkom, które wypuszczały. Podziwiałem drzewa za to, że w tak szybkim tempie znowu odrodzą swoją szatę. A później pojawiały się kwiaty. Białe, różowe, fioletowe. Cała gama barw pełna wspaniałego zapachu. Po owocowym lecie drzewa pokrywały się kolorowymi liśćmi. Te ozdabiały coraz krótsze i coraz chłodniejsze dni. Kasztanowce i dęby zrzucały nam materiał na zajęcia plastyki. W końcu każdy z nas budował kiedyś kasztanowe ludziki. Zima przynosiła smutny widok. Gołe, pozbawione swojego uroku drzewa jakby dostosowywały się do ponurej pogody i słabnącego nastroju. A potem znowu przychodziła wiosna.
Dziś jestem dużym chłopcem, lecz nadal nie mogę się nacieszyć, gdy Enty wracają do życia po zimie i wraz z kolejnymi porami roku, tak bardzo zawsze się zmieniają. I nienawidzę, gdy ktoś niszczy drzewa.
Pamiętam jak dziś wielką wycinkę na moim osiedlu. Wspaniałe, niezwykle wysokie i dumne topole, które dostarczały dzieciakom cień na placach zabaw, zostały zniszczone w jeden dzień. Administracja w spółdzielni tłumaczyła się tym, że ich korzenie niszczyły płyty na jezdni. Za to wycięto praktycznie wszystkie. Za taką małą pierdołę na którą nikt nie wracał nawet uwagi. Cierpiałem w tedy, bo wiedziałem, że i tak nic nie mogę zrobić. I ustał szelest topolowych koron. Skończył się biały, przypominający śnieg puch, który wypuszczały pąki topoli. 
Dziś nie ma też śliw. Wycięto je w pień pod pieprzone parkingi. Zamordowano jarzębiny, nie szczędzono klonów.
A które drzewo dało się oszpecić, oszpecone zostało. Bo za wysokie, bo trzeba kolejną linię wysokiego napięcia puścić, bo przeszkadza sąsiadom. Zawsze znajdzie się jakiś powód.
Człowiek nie szanuje Entów. Nie szanuje ptaków, które mieszkają w ich koronach i żywią się dawanymi przez nie nasionami, nie szanuje owoców, które rozgniata butem lub rzuca nimi gdzie popadnie. Człowiek przestał się już nawet cieszyć chłodem dawanym przez cień drzew. Zapomniał o wspaniałej, żywej zieleni liści. 
Ale drzewa kiedyś się obudzą i przypomną sobie o wyrządzonych krzywdach. Enty nie oszczędzą nikogo. A później życie zacznie się od nowa.    

Komentarze