Tamtą wizytę pamiętam do dziś. Pierwsza klasa podstawówki i pierwszy raz w McDonald's. Mało interesowały mnie ceny, w końcu płacili rodzice. Dla mnie ważna była zabawka dodawana do legendarnego zestawu Happy Meal, który reklamowano w telewizji, jako stworzony wprost dla mnie. Gdy wybrałem już właściwą, przyszło mi oczekiwać niecierpliwie na mój zestaw. W środku, poza oczywiście zabawką znalazłem małą porcja przepysznych, chrupiących frytek, hamburgera, a do tego oczywiście dostałem kubek Coca-Coli. To był tak wspaniały smak, że już zawsze przechodząc obok McDonald's, chciałem tam wejść.
Od tamtego czasu minęło naście lat. Dziś jestem dużym chłopcem i mam duże wymagania. Zacząłem stawiać na jakość, a nie na powszechnie dostępną masówkę. I tak trafiłem na prawdziwego burgera, obok którego wstyd kłaść cokolwiek z McDonald's czy Burger King.
Trend.
Obecnie w całej Polsce, niczym grzyby po deszczu, wyrastają kolejne burgerownie. Występują tak w formie stacjonarnej, jak i w formie Food Trucków, które łatwo można przemieszczać z miejsca na miejsce, by jak najlepiej dotrzeć do klienta. Nie ma się co dziwić takiemu trendowi, gdyż polski rynek Fast Foodów, choć bardziej już Street Foodów, rozrasta się w ekspresowym tempie i każdy ma nadal szansę ugryźć kawałek tortu dla siebie. Śmiałków nie brakuje, co też widać po kolejnych festiwalach ulicznego żarcia, gdzie wciąż i wciąż pojawiają się nowi gracze. Jedni zaskakują wspaniale przyrządzonymi kanapkami, inni wciąż brylują w przeciętności, ale tak czy siak nadal próbują swoich sił. I bardzo dobrze, szczególnie dla nas - coraz bardziej wymagających klientów.
A jak właściwie wygląda ten prawdziwy burger?
Jak dla mnie istotą porządnego burgera jest kotlet. Ten musi być zrobiony w 100% z wołowiny, aczkolwiek jadłem już przepysznego wieprzowego, lecz czystej wołowiny nic nie przebije. Oczywiście idealne doprawienie kotleta i tak na nic się nie zda, jeśli mięso się zjara i na pierwszy plan wybije się smak spalenizny. Dlatego też najlepsze burgerownie zawsze wysmażają kotleta na medium tak, by zamknąć w środku cały sok, a w nim smak. Tak, tak. Mięso musi być wewnątrz różowe, bo to nie jest oznaka niedopieczenia, a właśnie kunsztu kucharza. I nie można zapomnieć o wadze kotleta. 170 gram mięcha to minimum. W końcu człowiek lubi zjeść, a nie tylko spróbować.
Porządny burger musi mieć też smaczną, świeżą bułkę. Ale żadną tam gotową z supermarketu albo jakąś najtańszą kajzerkę z osiedlowego sklepu "u Hani". Bułka musi być duża, mięsista, upieczona przez profesjonalistów, stąd nie ma się co dziwić, że najlepsze burgerownie zamawiają je u zaprzyjaźnionych piekarni, które muszą spełniać określone normy. Ponieważ w bułce mieszczą się wszystkie składniki, nie można jej spalić, by się nie rozpadała, co też zakłóci całą strukturę i zepsuje degustację. Nie może też zabraknąć zamknięcia buły, szczególnie od wewnątrz przez zgrillowanie tak, by nie nasiąkała sosami, sokami z mięsa i z warzyw. Niestety paćki nadal się zdarzają, bo kucharzowi zapomniało się o tej ważnej części procesu.
Sosy. To nie są już czasy, gdy jarało się hamburgerami ze wszechobecnych budek, które polewano po wierzchu najtańszym ketchupem i majonezem. Dziś klient wymaga czegoś wyjątkowego i ku naszej uciesze, coraz więcej burgerowni zaczyna tworzyć unikalne, zaskakujące podniebienia konsumentów sosy. Chyba najbardziej popularne są te typu BBQ, lecz miałem też przyjemność raczyć się sosem opartym na papryczkach Jalapeno, wypalających po prostu kubki smakowe, ale zarazem cholernie dobrym.
Dodatki warzywne to ostatni element na który zwracam uwagę, ale nie ma co ukrywać, są one istotnym elementem hamburgera. Warzywa muszą, ale to muszą być świeże i chrupiące. Oklapnięte, kilkudniowe nie bardzo zachęcają, a niestety już z takimi się spotkałem. Uwielbiam, gdy w burgerze poza oczywiście sałatą, znajduje się czerwona cebula, plastry pomidora i słone pikle nadające nieco ostrości. Niestety nie dane mi było spróbować burgera z awokado czy jakimiś odmianami kaktusa jednak czytałem, że i takie rarytasy potrafią dodawać kucharze.
Prawdziwy hamburger w praktyce.
Dla porównania porządnego burgera z masówką wybrałem Big Boss z łódzkiego Tommy Burger oraz chyba najpopularniejszą kanapkę z McDonald's czyli Big Mac.
Big Boss którego miałem okazję zjeść to dwa kotlety wołowe po 200 gram każdy, choć obecna wersja to trzy kotlety po 170 gram sztuka. Mięso idealne wysmażone, różowe w środku. Wspaniale doprawione. Spojone ciągnącymi się plastrami sera. Otoczono je świeżymi dodatkami w postaci plastrów pomidora, czerwonej cebuli, plastrów ogórka kiszonego i sałaty. Smaki uwypuklają dwa sos chrzanowo-majonezowy oraz ketchup. Wszystko przyrządzone przez kucharzy, którzy robią świetną robotę. Całość zapakowana w dużą, przepyszną bułkę, posypaną ziarnami słonecznika.
Po zjedzeniu byłem cholernie zadowolony i mogłem zapomnieć o jedzeniu na pół dnia. Cena około 20 złotych.
Big Mac to dwa kotlety po około 45 gram każdy. Niestety te zawsze suche jak wiór, a smak mięsa nie jest zbyt wyraźny. Kolorystyka kotletów szarobura, nijak się ma do konkurenta opisanego wyżej. Pomiędzy kotletami znajduje się bułka. Pod dolnym zawsze znajdzie się plaster sera Cheddar. W środku kilka plasterków ogórka konserwowego, autorski, całkiem niezły sos i oczywiście nieco sałaty, która wygląda, jakby ją ktoś rwał na małe kawałki. Bułka pszenna, posypana sezamem. Miękka, całkiem smaczna. Koszt samej kanapki to 9,60 zł. Z kuponem można wyhaczyć za 10 zł cały zestaw z frytkami i Colą. W tym drugim przypadku mamy spokój na jakieś dwie godzinki. Niestety przy samej kanapce nie da się za bardzo najeść. Ot nasycić co najwyżej.
Wyrok.
Półtora roku temu jadłem w McDonald's jak oszalały. Akurat ich restauracja znajdowała się w centrum handlowym w którym pracowałem, a nam nigdy nie brakowało kuponów. Przeżarłem masę kasy, a waga skoczyła mi o cztery kilogramy. Dziś obok MakDi przechodzę obojętnie. Nawet kupony dostępne w Androidowej aplikacji już mnie nie zachęcają. W tym roku wykorzystałem aż trzy i doświadczeń mi wystarczy. Za to do porządnej burgerowni zawsze z chęcią zajrzę i zjem ze smakiem. Żeby nie było. Jadam tak może raz czy dwa w miesiącu, ale wiem, że to co mi się podaje jest przynajmniej najwyższej jakości i wyjdę zadowolony.
Co z tego, że jest drożej, jeśli wziąć pod uwagę cenę jednostkową kanapki, jeśli wagowo oraz jakościowo i tak zawsze jest lepiej niż w starym, poczciwym McDonald's. Żeby nie było, że ich nie lubię czy coś, Burger King mimo słuszniejszych porcji, też przestał mnie przyciągać. Ot taka Fast Foodowa dorosłość.
A Wam drogie moje robaczki polecam udać się do lokalnych burgerowni i spróbować wreszcie, jak prawdziwy hamburger smakować powinien. Dosyć szybko odrzucicie całą tą masówkę. Ręczę Wam za to.
Komentarze
Prześlij komentarz
Pisz, tylko szczerze.