ŚMIERĆ PRZED TRZYDZIESTKĄ


Przeszedłem na ulicy obok mojej koleżanki z klasy. Nie przywitaliśmy się, nie skinęliśmy nawet głowami, nie zagadaliśmy. Prawdę powiedziawszy to nawet na mnie nie spojrzała. Widziałem jedynie jej pusty wzrok skierowany na pchany przez nią wózek z dzieckiem. Za czasów liceum to była całkiem fajna sztuka. Teraz wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć. Przybrała znacznie na wadze, sprawiała wrażenie smutnej i przybitej życiem. Zmęczona. Tak. Dopadła ją śmierć przed trzydziestką.
Mama ciągle przypomina mi, ile mam lat. Ciągle wspomina coś o ślubach dzieciaków jej koleżanek. Znam nawet część z tych ludzi. Nasze drogi krzyżowały się już od czasów przedszkola, poprzez różne szkoły, a jako że łatwo nawiązuję znajomości i odnajduję się w nich przez lata, dokładnie wiem co dzieje się u moich rówieśników. Ktoś tam się właśnie oświadczył, ktoś tam ohajtał lub zaraz to zrobi, ktoś pcha przed sobą wózek z potomkiem. Może i są szczęśliwi, choć nie zawsze to po nich widać. Może rzeczywiście trafili na tę drugą połówkę z którą idealnie spędzą swoje życie, a może za kilka lat po prostu się rozwiodą, bo stwierdzą, że to jednak nie to i zasadniczo nie mają nawet o czym ze sobą rozmawiać.

Baczny obserwator

Przyglądam się temu wszystkiemu z boku, wciąż wsłuchując się w gadanie matki o odpowiedzialności, potomkach, obowiązkach i wydorośleniu. Ale czy szczytem tej dorosłości jest rzeczywiście założenie rodziny i odejmowanie sobie przez lata od gęby tylko po to, by Twoje pociechy opuściły rodzinne gniazdo w tym momencie Twojego życia, gdy ty już będziesz z niego wypompowany? Gdy nie będziesz mieć siły na realizowanie swoich marzeń lub w ogóle o nich zapomnisz?

Dla mnie to po prostu samobójstwo. I w tedy słyszę komentarze, jaki to jestem samolubny, że potrafię myśleć jedynie o sobie i swoich potrzebach. Że brak we mnie człowieczeństwa i w ogóle jestem dziwny. Słowa te potrafią zagotować mnie do czerwoności, szczególnie gdy wypowiadają je osoby, którym wciąż i wciąż powtarzam to samo i tłumaczę, że obrałem taką drogę i przez najbliższe lata nie mam zamiaru z niej rezygnować. Są jednak osobniki przy których wybucham śmiechem w momencie oskarżania mnie o niedojrzałość, szczególnie że te same osobniki są już po trzydziestce, siedzą w jakiś dziwnych związkach w które same wątpią i albo w ogóle nie mają dzieci albo może i by chcieli, lecz nie mają kasy na ich utrzymanie. Ale ja mam mieć hajs? Mam zapierdalać na dwa etaty byleby spełnić swój obowiązek wobec społeczeństwa? A pierdolę to wszystko. Niczym w utworze Obłędu "pierdolę ten Wasz kolorowy świat". Taka prawda.

Mieszkam sam. W związkach mi nie wychodziło, więc po prostu się do nich nie garnę, choć oczywiście powinienem mieć kogoś na stałe, tak dla samej zasady bycia w związku. Bo przecież inaczej to czeka mnie samotność. Co to właściwie jest samotność? Prawdę powiedziawszy czułem się samotnie mieszkając z rodzicami, niż siedząc tu i teraz i pisząc poniższe słowa. Przecież można być w związku i nadal czuć się samotnie, więc po diabła nad tą samotnością się rozwodzić i dorabiać jakąś chorą ideologię? Nie widzę żadnego sensu.

Wracając do tematu dzieci, nie ukrywam, że nie przepadam za nimi. Wiem, wiem. Ja też kiedyś byłem szczawiem i też dokazywałem, ale mnie to jakoś w ogóle nie bierze. Chciałbym mieć kiedyś potomka, lecz prawdę powiedziawszy nie wiem, jak bym się odnalazł w roli ojca i czy w ogóle bym się w niej odnalazł. To latanie za pampersami, przewijanie, uczenie dziecka podstawowych zasad działania świata, wcale mnie nie bierze. Do tego zamieniłbym się na bank w sterowanego przez dziecko androida, który jedynie o czym potrafi rozmawiać to o rozmaślonym na plecach dziecka gównie, wypadających mleczakach, a później o kiepskich ocenach w szkole czy przygotowywaniu wyprawki i biadolenia, jakie to wszystko drogie i skąd brać na to hajs. Tak obecnie wyglądają rozmowy części mojej rodziny i znajomych. A ja siedzę i nie dowierzam.

Nie chcę być jak oni. Nie chcę umrzeć przed trzydziestką. Chcę czerpać z życia póki mogę. Chcę wydawać kasę na siebie, swoje pasje, spotykać się ze znajomymi czy szlajać się wieczorami bez celu, albo pograć do późna w nocy w Battlefield, nie słuchając przy tym gderania nad głową o dorosłości, obowiązkach i całym tym gównie.

Póki co płacę podatki i to mi wystarczy.   

Co do reszty:

Komentarze