JOHN WICK - UCZUCIOWY SKURWIEL


"Nie chodzi o to, co zrobiłeś. Tylko komu to zrobiłeś" ~ Viggo Tarasov.

Porozbijany samochód, toczący się resztką mocy, zatrzymuje się na murku. Ze środka wypada krwawiący facet - John Wick. Ostatkiem sił wyciąga smartfona i ogląda swoją żonę Helen, uwiecznioną na filmiku. W tym momencie wszystko się zaczyna, a właściwie kończy, gdyż jest to jedna z ostatnich scen. Szast-prast, retrospekcja!

Od początku filmu nie wiemy o głównym bohaterze nic a nic. Ze streszczenia fabuły dowiadujemy się za to, że jego ukochana na skutek guza mózgu, ląduje na łożu śmierci. To John Wick wybawia ją od odciętego od świadomości życia, decydując o odłączeniu kobiety od respiratora.

Na pogrzebie nikt z obecnych nie składa Johnowi kondolencji, nikt nie wyciąga do niego pomocnej dłoni, nikt nie pociesza. Podobnie na uczcie pożegnalnej. Wydaje się, że główny bohater jest kompletnie osamotniony i nie ma już nikogo, komu mógłby zaufać, lecz oto pojawia się Marcus - przyjaciel Johna oraz jego anioł stróż w późniejszej części filmu.

W dniu pogrzebu, wieczorową porą Johna odwiedza kurier, pozostawiając szczeniaczka oraz list od jego nieżyjącej żony. Ta wiedziała o swoim nieuniknionym losie i zanim doszło do tragedii, postanowiła zrobić prezent swojemu małżonkowi, by ten nie czuł się samotnie. I tak w życiu Johna pojawia się mała Daisy.

Niestety nie na długo.

John Wick, podczas tankowania swojego ukochanego Mustanga Cobra rocznik 1969, otrzymuje ofertę zakupu samochodu od młodego gangstera, wywodzącego się z rosyjskiej mafii. Gdy ten mu odmawia, Iosef Tarasov, bo tak cwaniakowi na imię, przychodzi do jego domu, spuszcza łomot Johnowi, zabija mu psa i kradnie samochód.

I tu zaczyna się właściwa akcja. Dowiadujemy się, że John Wick pracował dla bossa rosyjskiej mafii w Nowym Jorku - Viggo Tarasova i był najlepszym z najlepszych płatnych morderców.

Iosef już wie, że ma kompletnie przesrane. Ponieważ jest oczkiem w głowie tatusia, Viggo stawia na nogi wszystkich mętów w mieście.
And the butchery begins!


Zasadniczo film składa się z kilku, bardzo dynamicznych scen walki w których całe szczęście, zabrakło "bullet time" znanego głównie z Matrixa. Dzięki temu sceny są szybkie, nie przegięte i miodne.

Czy to rozwałka w domu Wicka czy ostatnia batalia z Viggo, wszędzie trup się ściele gęsto. Kule świszczą, elementy otoczenia rozpadają się na kawałki, łamią się ręce, wbijają ostrza noży, dochodzi do eksplozji. Tutaj moją uwagę zwrócił styl w jakim John posyła kolejnych wrogów do piachu. Jego kunszt walki przypomina ten niezwykle płynny taniec śmierci, znany z Equilibrium. Tu nie ma miejsca na wpadkę. Każdy do kogo Wick celuje, ponosi śmierć i zawsze ląduje z kulą w głowie. Wyleciał przez okno? I tak kula w łeb. Trzy rany w klatce piersiowej? Nadal może ugryźć! Kula w łeb! Połamane ręce i nogi? No przecież nie może się męczyć! Trzeba być człowiekiem! Kula w łeb!

Ciekawym elementem fabuły, który przedstawia nam lepiej postać Johna Wicka, a przede wszystkim przybliża jego przeszłość, są sceny w hotelu Continental w Nowym Jorku. Tutaj spotyka się cała śmietanka płatnych zabójców. Dowiadujemy się również o ich kodeksie, zabraniającym między innymi wykonywania zleceń na terenie budynku. Poza nim, niech się dzieje wola nieba.

To tyle. Więcej nie zdradzam. Ruszcie do kin, bo naprawdę warto.

W filmie nie ma patosu, nie ma jakiś przeidealizowanych pogadanek, nie ma hektolitrów łez wylewanych przez Wicka nad ukochaną, a streszczenie całej jego miłości do Helen, oszczędziło nam sztuczne przedłużenie filmu, nie czyniąc go kolejnym Pearl Harbor.

Ogromnym plusem są również humorystyczne scenki. Bawią szczególnie, gdy akurat wokół walają się trupy, a sam Wick uwalony jest krwią.

Komentarze