Gdy pół widowni odwraca wzrok, a co słabsi komentują scenę słowami "o Jezu" to wiedz, że naprawdę dobrze się dzieje.
Świat zabójców znany z serii filmów o Johnie Wicku przypomina nieco strukturą korporację. Cała piramida. Góra trzyma władzę, sam dół, najbardziej liczny, wykonuje brudną robotę. A jeśli dół się nie słucha, łamie wewnętrzne prawo, czeka go ekskomunika. Tak przygodę z tym światkiem, podporządkowanym najprawdopodobniej rosyjskiej mafii zakończył w drugiej części nasz bohater. Musi uciekać, by przeżyć. Ba! Musi wręcz heroicznie walczyć o przeżycie, szczególnie że ma przeciw sobie niezliczoną armię zakamuflowanych zabójców. Choć John Wick, nazywany w światku zabójców Babą Jagą, kojarzony jest jako skupiony, niezwykle skuteczny samotnik, tym razem musi jednak prosić o pomoc. Każdy, kto wyciągnął do niego rękę ma przesrane nie mniej, niż sam bohater. Rada już nie lubi Johna Wicka i każdej sprzyjającej mu kiedykolwiek osoby. Albo przysięgną wierność, albo stracą wszystko i zgaśnie dla nich na zawsze światło.
Wyrwana kartka z zeszytu
Kolejne części serii John Wick odkrywają stopniowo tajemnice przeszłości bohatera, wprowadzają nowe wątki, postacie, ukazują wielkość organizacji zabójców, ukazując od środka ich bezpieczne przystanie i reguły. Nigdy jednak nie dotykały doskonałych umiejętności walki Johna Wicka. Nie mówicie mi, że nigdy się nie zastanawialiście, gdzie poznał tajniki wyłączania z życia przeciwników. Zabijania ołówkiem, łączenie efektownych piruetów obalających przeciwników z jednoczesnym ostrzeliwaniem się czy operowania praktycznie każdym rodzajem broni. Skubany od pierwszej części to potrafił i bankowo nie nauczył się tych technik z kaset VHS. Trzecia część Johna Wicka, okraszona podtytułem Parabellum, odsłania po części tę tajemnicę, ukazując ważną dla naszego protagonisty postać, towarzyszącą mu od najmłodszych lat. Scenarzyści okrywają również pochodzenie Johna.
Mistrz walki ucieka
Kontrakt za głowę Johna Wicka, ustalona jeszcze w drugiej części filmu, wynosi czternaście milionów dolarów. Sumka przyciąga wielką armię płatnych zabójców, a kompletnie wystrzelany, ranny bohater, walcząc o przeżycie może polegać jedynie na swojej inteligencji, umiejętnościom i sprycie. Przynajmniej w pierwszej części filmu. Czy jest w tym skuteczny? Oj jak bardzo! John Wick niesie śmierć wykorzystując pięści, noże, książkę, a nawet końskie kopyta. Szpikuje przeciwników ostrzami, upodobniając ich do kaktusów. Krew tryska, leci tynk i szkło, pękają kości, ilość trupów i scen walki wręcz przebija dwie poprzednie części razem wzięte. Wrogowie umierają w hurcie. Nie brakuje sceny walki na motorach, lecz prawdziwa miodność rozpoczyna się od drugiej połowy. Klasycznie, podobnie jak w poprzednich częściach, przechodnie nadal nie widzą trupów na ulicach i szlachtowania się na środku tłumu. Ot, szczegół taki.
Dobre Maroko zamyka oko
Kule świszczą, trup ściele się gęsto. John Wick to nie amerykański żołnierz panikujący przy ostatnim magazynku, podczas gdy wokół walają się dwie tony broni po zabitych przeciwnikach. Bohater wykorzystuje każdą możliwą pukawkę wyrwaną wrogowi, robiąc nią każdemu dodatkową dziurę w dupie. Albo w głowie. Nie ma miejsca na sentymenty. Wyjazdowa akcja wyjątkowo nie należy do samotnych.Sofia grana przez Halle Berry, walczy nie mniej skuteczniej niż John Wick, a jej towarzyszami są dwa wyszkolone psy rozrywające przeciwników na strzępy, koszące ich dosłownie w locie. Najśliczniejsza scena? Trzy plany! Sofia na pierwszym, zwierzaki na drugim, John na trzecim. Wszyscy koszą równo łajdusów. Piękne połączenie szybkich przejść z nieco dłuższymi ujęciami. Realizacja na poziomie master. Trupy upadają na glebę szybciej, niż ty wpakujesz sobie kolejny popcorn do gęby. Tylko go nie wypluj przy humorystycznych dialogach. Szkoda by, w końcu zapłacone.
"Si vis pacem, para bellum"
Brzmi sentencja wypowiedziana przez Winstona, gdy dotychczas bezpieczna przystań staje w ogniu wystrzałów i tysięcy łusek. Jednak można zabijać w Hotelu Continental. Najlepiej wykorzystując do tego tytułowy pocisk Parabellum, ulubione narzędzie Johna Wicka. Choć i ten przestaje wystarczyć. Gra świateł, długie ujęcia, krew na ścianach, aż serce się człowiekowi otwiera z radości. I kieliszeczek Martella w przerwie miedzy strzałami. Te przejścia i zakończenie, wywalają z butów. A wiecie co jest najlepsze? Otwarte zakończenie i zapowiedź rozszerzenia jatki w czwartej części. W końcu Król może być tylko jeden.
Iść do kina czy nie iść?
Będę szczery.
Rezerwuj bilet już teraz, nie pożałujesz. Chyba że nie lubisz krwi. Wtedy weź dwa bilety, by druga połówka mogła cię trzymać za dłoń w najgorętszych momentach.
Komentarze
Prześlij komentarz
Pisz, tylko szczerze.