Szukam informacji w Google, jak robi to wielu, a dostaję często strzępki, za które każą mi jeszcze zapłacić.
Jak wielu używam też AdBlocka. Wtyczkę tak dziś powszechną i tak dostępną, że jej obecność w naszych przeglądarkach w żaden sposób nie powinna nikogo dziwić. Sami twórcy przeglądarek już dawno zaczęli ją lub jej pochodne, wbudowywać bezpośrednio w standardowe funkcjonalności. Raport dostarczony przez IAB Polska pod koniec 2018 roku, zresztą szeroko komentowany na wszystkich portalach technologicznych, wykazał obecność rozszerzenia blokującego reklamy na urządzeniach 42% polskich użytkowników. Co ciekawe, popularność AdBlocka oraz pochodnych, wzrasta rok do roku i widać to wyraźnie na wykresie zawartym w dokumencie.
Ci źli konsumenci
Blokowanie reklam nie wzięło się jednak z nieba. W żaden sposób nie wynika z jakiegoś wydumanego przez użytkowników internetów trendu lub zbiorowej akcji, podcinającej portalom możliwość zarobkowania. Te robią to po prostu w sposób tak nieumiejętny, że ludzie zwyczajnie powiedzieli "dość" i zaczęli korzystać z rozwiązań blokujących reklamy. Te wylewały się zewsząd w formie bannerów, kafelków, belek, wyskakujących okienek z kompletnie nieinteresującymi ich produktami, często utrudniając przeglądanie treści i doprowadzające do białej gorączki konsumentów, którzy przyszli w dane miejsce po prostu po daną treść. Skoro portal zalewały reklamy, zdecydowali się z nimi walczyć, by mieć jako taki komfort przeglądania. Tak ciężko to zrozumieć, prawda?
Specjaliści ostrzegają
Wspomniany raport zawiera również wypowiedzi ekspertów z branży reklamy internetowej, z jednej strony zmartwionych rosnącą popularnością AdBlocka, a z drugiej, wskazujących rozwiązania. Najlepsze z nich? Dostarczanie wartościowych treści, zwanych contentem, dla której użytkownik wyłączy blokowanie reklam na danej stronie i co ważne, wróci po więcej. Ba! Doda całą stronę do białej listy, zdając sobie doskonale sprawę, że w ten sposób płaci twórcom za ciekawą treść i pozwala na dalszy rozwój wybranego miejsca w sieci.
Portale wciąż ślepe
Opinie speców nijak mają się do rzeczywistości polskiej części internetu, gdzie zalew reklam jest wprost drastyczny dla oczu. Wystarczy wyłączyć na chwilę AdBlocka, by przekonać się o tym na własnej skórze. Mimo to portale dalej ładują tony reklam, nękające nas od strony głównej. Nie chcesz tego widzieć? Nie zobaczysz również treści. Co najciekawsze, nawet jeśli reklamy występują w niewielkiej ilości, stanowiąc pojedyncze, niezauważalne dla nas kafelki lub i te nie istnieją, portal dalej wymaga wyłączenia blokady.
Co dalej?
Powracając do treści raportu, 43% osób z całej grupy blokującej reklamy, zamiast wyłączyć rozszerzenie i zapoznać się z treścią, robi w tył zwrot, by poszukać informacji w innym miejscu, niewymuszającym na nich tak radykalnych działań. Przecież nikt nie lubi, gdy ktoś na siłę im coś nakazuje. Rodzi to naturalny opór i wybranie najmniej inwazyjnego rozwiązania, w tym wypadku, opuszczenia pokładu. Dajmy na to, że jednak jestem tak zdesperowany. Nigdzie nie znalazłem rozwiązania mojego problemu, decyduję się więc ulec nakazowi portalu. Czy rzeczywiście otwiera mi to drogę do najlepszej treści podającej mi rozwiązanie? Bardzo często nie. Miałem niedawno problem z funkcjonowaniem kompozycji w Windows 7. Tak, wciąż go używam i kocham całym sercem. Wyłączyłem AdBlocka na stronie zawierającej niby pełną instrukcję naprawiającą problem, a oczom mym ukazał się kompletnie nic nieznaczący tekst, w którym przeglądarka po prostu wyłapała frazy kluczowe z zapytania, plus tytuł zapowiadał pełne rozwiązanie. Zamiast tego, dostałem kompletny odpad. Jeden z komentarzy nakierował mnie za to na właściwy trop i rzeczywiście udało się zwalczyć drobną usterkę systemu. Nadążacie? Nie wpis, a komentarz mi pomógł. Czy portal zapłacił użytkownikowi za to ze swych reklam? Wątpię.
Pomysły czerpać z blogosfery
Doskonale zdaję sobie sprawę, że reklamy stały się dawien dawno najprostszą metodą zarobkowania portali, szczególnie opłacalną przy dużym wolumenie użytkowników. Pewnie sam kiedyś tutaj włączę reklamy, lecz zrozumiem, jeśli będziecie mieli AdBlocka i zwyczajnie nawet ich nie zauważycie. Każdy ma do tego prawo, jak każdy ma prawo do zarabiania, lecz najwyższy czas, by robić to z głową i nie żądać od przywitania się z konsumentem treści wyłączenia blokad. Ciekawe rozwiązania od dawna stosuje polska blogosfera. Reklamy poznikały ze stron głównych, nie licząc wydawnictw własnych blogerów, a zarabianie opiera się głównie na współpracy z markami. Artykuły sponsorowane zgrabnie wplecione w tematykę blogów, choć oczywiście i tu są odstępstwa od normy, linki afiliacyjne ukryte w tekście, partnerzy cyklu wpisów lub odcinków, jeśli dany twórca jest obecny na YouTube. Da się to zrobić, a jeśli portal uparcie chce się trzymać reklam, niech zwyczajnie poprosi mnie o dodanie go do białej listy, co praktykuje Bankier
lub zachęci do innych rozwiązań, dając mi zarazem profity, patrz Filmweb.
Uczcie się portale
Jeśli nie potraficie czerpać inspiracji do dywersyfikacji źródeł zarabiania na treści, kupcie sobie książkę Michała Szafrańskiego z bloga Jak oszczędzać pieniądze, gdzie wyjaśnił całą swoją drogę. Wyboistą drogę, na której też były reklamy i nie przynosiły gór złota. Przyniosły je linki afiliacyjne, o którym wspomniałem w akapicie powyżej oraz właśnie partnerstwo, widoczne w kursie "Pokonaj swoje długi" przygotowanym w partnerstwie z MasterCard. Przykłady można mnożyć, lecz najważniejszy, byście wreszcie zaczęli wyciągać z nich wnioski.
Jak wielu używam też AdBlocka. Wtyczkę tak dziś powszechną i tak dostępną, że jej obecność w naszych przeglądarkach w żaden sposób nie powinna nikogo dziwić. Sami twórcy przeglądarek już dawno zaczęli ją lub jej pochodne, wbudowywać bezpośrednio w standardowe funkcjonalności. Raport dostarczony przez IAB Polska pod koniec 2018 roku, zresztą szeroko komentowany na wszystkich portalach technologicznych, wykazał obecność rozszerzenia blokującego reklamy na urządzeniach 42% polskich użytkowników. Co ciekawe, popularność AdBlocka oraz pochodnych, wzrasta rok do roku i widać to wyraźnie na wykresie zawartym w dokumencie.
Ci źli konsumenci
Blokowanie reklam nie wzięło się jednak z nieba. W żaden sposób nie wynika z jakiegoś wydumanego przez użytkowników internetów trendu lub zbiorowej akcji, podcinającej portalom możliwość zarobkowania. Te robią to po prostu w sposób tak nieumiejętny, że ludzie zwyczajnie powiedzieli "dość" i zaczęli korzystać z rozwiązań blokujących reklamy. Te wylewały się zewsząd w formie bannerów, kafelków, belek, wyskakujących okienek z kompletnie nieinteresującymi ich produktami, często utrudniając przeglądanie treści i doprowadzające do białej gorączki konsumentów, którzy przyszli w dane miejsce po prostu po daną treść. Skoro portal zalewały reklamy, zdecydowali się z nimi walczyć, by mieć jako taki komfort przeglądania. Tak ciężko to zrozumieć, prawda?
Specjaliści ostrzegają
Wspomniany raport zawiera również wypowiedzi ekspertów z branży reklamy internetowej, z jednej strony zmartwionych rosnącą popularnością AdBlocka, a z drugiej, wskazujących rozwiązania. Najlepsze z nich? Dostarczanie wartościowych treści, zwanych contentem, dla której użytkownik wyłączy blokowanie reklam na danej stronie i co ważne, wróci po więcej. Ba! Doda całą stronę do białej listy, zdając sobie doskonale sprawę, że w ten sposób płaci twórcom za ciekawą treść i pozwala na dalszy rozwój wybranego miejsca w sieci.
Portale wciąż ślepe
Opinie speców nijak mają się do rzeczywistości polskiej części internetu, gdzie zalew reklam jest wprost drastyczny dla oczu. Wystarczy wyłączyć na chwilę AdBlocka, by przekonać się o tym na własnej skórze. Mimo to portale dalej ładują tony reklam, nękające nas od strony głównej. Nie chcesz tego widzieć? Nie zobaczysz również treści. Co najciekawsze, nawet jeśli reklamy występują w niewielkiej ilości, stanowiąc pojedyncze, niezauważalne dla nas kafelki lub i te nie istnieją, portal dalej wymaga wyłączenia blokady.
Co dalej?
Powracając do treści raportu, 43% osób z całej grupy blokującej reklamy, zamiast wyłączyć rozszerzenie i zapoznać się z treścią, robi w tył zwrot, by poszukać informacji w innym miejscu, niewymuszającym na nich tak radykalnych działań. Przecież nikt nie lubi, gdy ktoś na siłę im coś nakazuje. Rodzi to naturalny opór i wybranie najmniej inwazyjnego rozwiązania, w tym wypadku, opuszczenia pokładu. Dajmy na to, że jednak jestem tak zdesperowany. Nigdzie nie znalazłem rozwiązania mojego problemu, decyduję się więc ulec nakazowi portalu. Czy rzeczywiście otwiera mi to drogę do najlepszej treści podającej mi rozwiązanie? Bardzo często nie. Miałem niedawno problem z funkcjonowaniem kompozycji w Windows 7. Tak, wciąż go używam i kocham całym sercem. Wyłączyłem AdBlocka na stronie zawierającej niby pełną instrukcję naprawiającą problem, a oczom mym ukazał się kompletnie nic nieznaczący tekst, w którym przeglądarka po prostu wyłapała frazy kluczowe z zapytania, plus tytuł zapowiadał pełne rozwiązanie. Zamiast tego, dostałem kompletny odpad. Jeden z komentarzy nakierował mnie za to na właściwy trop i rzeczywiście udało się zwalczyć drobną usterkę systemu. Nadążacie? Nie wpis, a komentarz mi pomógł. Czy portal zapłacił użytkownikowi za to ze swych reklam? Wątpię.
Pomysły czerpać z blogosfery
Doskonale zdaję sobie sprawę, że reklamy stały się dawien dawno najprostszą metodą zarobkowania portali, szczególnie opłacalną przy dużym wolumenie użytkowników. Pewnie sam kiedyś tutaj włączę reklamy, lecz zrozumiem, jeśli będziecie mieli AdBlocka i zwyczajnie nawet ich nie zauważycie. Każdy ma do tego prawo, jak każdy ma prawo do zarabiania, lecz najwyższy czas, by robić to z głową i nie żądać od przywitania się z konsumentem treści wyłączenia blokad. Ciekawe rozwiązania od dawna stosuje polska blogosfera. Reklamy poznikały ze stron głównych, nie licząc wydawnictw własnych blogerów, a zarabianie opiera się głównie na współpracy z markami. Artykuły sponsorowane zgrabnie wplecione w tematykę blogów, choć oczywiście i tu są odstępstwa od normy, linki afiliacyjne ukryte w tekście, partnerzy cyklu wpisów lub odcinków, jeśli dany twórca jest obecny na YouTube. Da się to zrobić, a jeśli portal uparcie chce się trzymać reklam, niech zwyczajnie poprosi mnie o dodanie go do białej listy, co praktykuje Bankier
lub zachęci do innych rozwiązań, dając mi zarazem profity, patrz Filmweb.
Uczcie się portale
Jeśli nie potraficie czerpać inspiracji do dywersyfikacji źródeł zarabiania na treści, kupcie sobie książkę Michała Szafrańskiego z bloga Jak oszczędzać pieniądze, gdzie wyjaśnił całą swoją drogę. Wyboistą drogę, na której też były reklamy i nie przynosiły gór złota. Przyniosły je linki afiliacyjne, o którym wspomniałem w akapicie powyżej oraz właśnie partnerstwo, widoczne w kursie "Pokonaj swoje długi" przygotowanym w partnerstwie z MasterCard. Przykłady można mnożyć, lecz najważniejszy, byście wreszcie zaczęli wyciągać z nich wnioski.
Komentarze
Prześlij komentarz
Pisz, tylko szczerze.