POLSKI KLIENT, NAJGORSZY KLIENT


Spotykałem się z nimi przez lata pracy zawodowej, obserwując u nich z roku na rok coraz większy regres umysłowy i rozrost gruczołów jadowych. Polski klient jednak nigdy nie zakończył swej burackiej ewolucji. Doszły nowe, bardziej destrukcyjne cechy, które aż przykro na terenie sklepów obserwować.

Sklep częścią mnie

Nie należę do osób, których wielką pasją jest spędzanie czasu w galeriach handlowych, snucie się między półkami w supermarkecie czy przyjście do osiedlowego sklepu, by pierdolić jakieś kocopoły ludziom z obsługi. Robię zakupy szybko, zazwyczaj z listą w dłoni, co pozwala mi oszczędzić z jednej strony kasę na zbędnych, mechanicznie wrzucanych do koszyka produktach, bo promocja, z drugiej, szanuję swój czas i czas sprzedawców. Doskonale znam pracę po drugiej stronie lady, cholerne zmęczenie na koniec dnia, tak fizyczne, jak i psychiczne. Zmęczenie powodowane zazwyczaj nie samą pracą, a po prostu klientem. Dlatego od wielu lat, właśnie jako klient, staram się wręcz sprzedawcom pomagać. Podniosę z podłogi towar, który zleciał im z palety, wrzucę pusty karton do wózka z odpadami, ułożę na półce rozesrane na wszystkie strony świata produkty, dam coś słodkiego przy płaceniu. Raz nawet pomogłem rozładować dostawę. Tak, za darmo. Dla mnie to drobny gest, dla nich, ułatwienie pracy i chwila oddechu. Podobnych mnie wciąż szukać ze świecą. 


Robactwo częścią sali sprzedażowej

Klienta cebulaka robaka widać za to z daleka, wręcz w ilościach hurtowych. Nie szanują niczego ani nikogo. Jakby mogli, sraliby na środku sklepu, rozjeżdżali gówno wózkami, a potem pisali skargi do firmy, że syf, produkty się walają po niewłaściwych półkach, do tego brak ceny na buraczkach i trzeba za to kogoś wywalić na zbity pysk. Polak cebulak stał się gorszy od Eboli, a według moich prognoz, w kolejnych latach będzie gorzej. Absolutnie nie potrafię zrozumieć, jakie też obwody poprzepalały się w głowach polskich klientów, lecz wiele zachowań, niestety tych negatywnych, wciąż się powtarza, a co smutne, najgorszy przykład dają ludzie teoretycznie doświadczeni życiowo. Osoby starsze, rodzice z dziećmi, ci z grubszym portfelem, plują jadem najmocniej i każda ich wizyta zwiastuje katastrofy.

No i niech leży


Pieczywo, najpierw zawsze ruszam po pieczywo. Ze dwie bułki, jakiś chleb, gluten dobry jest. Korzystam za każdym razem z plastikowej rękawiczki. Nie wiadomo, co tam też mam na łapach, więc w ramach higienicznego wybierania pieczywa, zakładam. Może wydawać się to bardzo dziwnie, gdy zakończę czynność, zdejmuję rękawiczkę i wyrzucam ją do kosza. Do cholernego kosza, których w moim ulubionym sklepie są trzy. Nie oni. Klienci syfiarze się z tym nie pierdzielą. Założy rękawiczkę, jak założy, ale wyrzucić ją? No gdzież! Najlepiej rzucić ją na podłogę, w końcu nie będą po sobie sprzątać. Torebka papierowa się porwała przy nieumiejętnym zrywaniu jej z rolki? No na podłogę! Co te parchy muszą mieć w domach? Upadnie takiemu klientowi widelec na podłogę, to będzie chodził wokół niego tak długo, aż sobie go w stopę wbije, a potem jedzie taki z pretensjami na SOR, że mu nikt nie sprząta? Cebulactwo poziom maks. Uwielbiam również sytuacje, gdy spadnie jakiś produkt obsłudze z tego ogromnego wózka pełnego towaru. Nikt się nie schyli, nikt nie pomoże, nikt nigdy nie widzi, a i kopnąć potrafi, bo jak to tak, pudło na podłogę zrzucić klientowi pod nogi. Zwrócisz uwagę? Obraza stanu. Bo jam jest polski klient i ja mogę!

Przecież tego nie jem

Pudła pokopane, torebki porozwalane po sklepie, na promocję rzucić się klient musi. Warzywa i owoce za pół ceny. Jakie tam pół, większy rabat sobie zrobię! Kalafior jaki ładny. Liści nie ma co ze sobą zabierać, bo raz, że obciążają niepotrzebnie mięśnie, a dwa, na co mi, jeśli nie zjem. Więc stoi taka pinda, obrywa liście z tego kalafiora, oczywiście koszy nigdy nie widzi, to do pudła ładuje z warzywami. Albo do jakiegokolwiek pudła. Cena dotyczy sztuki? No przecież nosić to próchno nie będzie i tak obrywa! A banany jakie cudne? Tylko te zdrewniałe części ciężkie. Najlepiej ułamać owocka tak, by nie zabrać ogonka. Po co przepłacać za niejadalną część? Czekam dnia, kiedy zaczną obierać banany i takie przynosić do kasy, w końcu skórkę się wyrzuca, to dlaczego za nią płacić? Jogurty do torebki powinni też przelewać, bo ten plastik to i tak do kosza.

W chłodzie to zwłoki trzymają

Tak z tymi jogurtami mi się przypomniała specjalna kategoria klienta zjeba. Masło trzymacie w lodówce, prawda? Produkt przecież potrzebuje chłodu, co producent zaznaczył na etykiecie. Nabiał bardzo lubi chłód, podobnie mrożonki, mięso. Zresztą wiecie. Wiecie? Klient zjeb, nie wie, a nagromadzone w nim pokłady kurewstwa nakazują mu wziąć z półki kostkę masła, smalcu, serek, a potem pierdolnąć w półki. W końcu te produkty idealnie komponują się z towarzystwem puszkowanej fasolki i groszku. Co tam, że jeśli produkt ma być zdatny do użycia, musi być trzymany w obniżonej temperaturze. Nie potrzebuję już, rzucę, gdzie się rzucić da. Bo jestem klient, a klient zawsze ma rację!

Rasa panów

Nadzieja matką głupich, potrzeba matką wynalazków, debilni spece od sprzedaży ojcami debilnych powiedzeń. Polski klient szczególnie upodobał sobie jedno, z którego wynika, że jest panem. Najprawdziwszym panem i jemu się należy. Tylko on ma rację, a obsługa należy do grona wybitnych gamoni bez szkoły. Dochodzi taka pizda do kasy, nie rozumie działania danej promocji na produkt i się zaczyna darcie ryja. Bo znów go chciał sklep oszukać! Kierownika! Należy mi się specjalne traktowanie! Specjalne tak, ale pałą po plerach i dożywotni zakaz kupowania we wszystkich sklepach danej sieci. Ile to mądrości już przy kasach słyszałem, ile to eksperckich wypowiedzi, najczęściej, gdy ten jebany klient w ogóle nie ma racji. Musi jednak pokazać. No musi, inaczej by przyszedł do domu i rozkurwił w nerwach meblościankę z braku wyżycia się w sklepie. Kolejka się zatrzymała, wszystkie oczy skierowane na obsługę, sprzedawca winny. Na pewno winny! Kierownik już biegnie, przeprasza, wyjaśnia, bon wręcza na następne zakupy rabatowy. Tak go w końcu nauczyli, że jeden niezadowolony klient to dziesięciu potencjalnych straconych. Oczywiście to tak nie działa, lecz ktoś kiedyś wymyślił tę zasadę i na siłę jej się trzymają.

Racja leży po jednej stronie

Pomyłki się zdarzają, każdy to wie, tylko nie polski klient. Do jego pustej łepetyny nie dociera, że to nie sprzedawca ustala ceny produktów, ani nie wprowadza promocji w system. Ktoś w centrali spierniczy swoją robotę, obsługa sklepu dostaje po głowie. Klient nasyfił, ale skargę składa na obsługę, bo ta nie sprząta, nie lata za nim ze zmiotką i nie zgarnia śmieci. Czasem trafi też taki na pojedynczy produkt po dacie ważności, więc znów darcie ryja. Tylko jak obsługa robi inspekcję towaru, to będzie stał za nią i gadał pierdoły albo ciągle dopytywał o jakiś produkt leżący dwa metry od niego. Co ciekawe na organizmie sieci typu Kaufland wręcz wyrosła specjalna kategoria klienta zjeba, zwany również zjeb-cwaniak, który celowo potrafi ukrywać produkty z krótkim terminem ważności w tylko sobie znanych miejscach, by później po nie wracać i zgłaszać je w informacji. Sklep daje za to pięć złociszy. Pałowałbym w nagrodę takich cwaniaków, a obitych wyrzucał nago za miastem. 

Sklepy wychowały?

Tak sobie myślę, że to część problemu. Sklepy zbyt długo przymykały oko na wybryki klientów, czy wręcz specjalnie go traktowały, wpajając mu kompletnie pozbawioną sensu dewizę "klient nasz pan", choć żaden z nich na to nie zasługuje. Powtarzały to zarazem tak długo, że uwierzył i zaczął zachowywać się jak władca, któremu wszystko wolno. Znów negatywne działania klientów sklepy zaczęły przerzucać na sprzedawców i tak, co odwali odwiedzający, odbija się czkawką obsłudze na premiach. Znam to doskonale. Wystarczyła jakaś wysłana do centrali uwaga i dostawaliśmy mniej dodatkowe hajsu lub w ogóle go obcinano. Niestety z polskiego klienta wychodzi też zwykłe buractwo. Zapomina, że po drugiej stronie też jest człowiek, który w żaden sposób nie jest gorszy, ot ma pracę, w której kogoś obsługuje, za co naprawdę należy mu się szacunek. Nie bądź robakiem cebulakiem, zachowuj się w sklepie, a wszyscy będziemy szczęśliwi.

Komentarze

Prześlij komentarz

Pisz, tylko szczerze.