POLITYKA - FILM VEGI Z MOCNYM UDERZENIEM W WIDZA

Wielka premiera, prawie milion widzów w weekend otwarcia, cała Polska zszokowana. Młodzi tylko utwierdzają się w przekonaniach, seniorzy nie dowierzają, Vega z inwestorami liczą hajs, internet huczy, recenzja filmu Polityka goni recenzję. A ja wcale się temu nie dziwię. 

Serce skoczyło do gardła

- Mocny film, jaki to mocny film - powtarzała sąsiadka spotkana na korytarzu. - Był pan już? Warto iść, trzeba iść, mocne, oj mocne - dodała, relacjonując mi po seansie Polityki. Wróciła akurat z premiery, sala kinowa pełna, co chwila rozlegały się na niej salwy śmiechu, później gorzkie przemyślenia. Tłum tego dnia szturmował salę lokalnego kina jeszcze kilkukrotnie. Za każdym razem zapełniał ją po brzegi. Zapowiedź przyciągnęła ludzi, mocne słowa Vegi w mediach też. Trochę mnie to wszystko dziwiło, szczególnie że widziałem trailer już 8 sierpnia. Do bólu coś mi przypominał.

Czy Mietczyński może mieć rację?

Usiadłem na wykupionym miejscu, średni popcorn i napój w dłoniach, klasyka sali kinowej. Dwadzieścia minut reklam, trochę wzdychania, pół kubka zjedzone, wyciszam telefon, zaczyna się. Przed seansem obejrzałem recenzję samego Mietczyńskiego, który opisał wątki, wytknął masę błędów, suche żarty i wiele więcej. 


Mimo to poszedłem na film. Przecież inaczej własnego zdania nie wyrobię.

Pitbull: Niebezpieczna Polityka

Ewa Kasprzyk na ekranie. Nie poznałem jej w pierwszej chwili. Gra rolę życia jako Beata Szydło. Pani Premier z ramienia PiS jak pamiętamy. Filmowy mąż przybiega z telefonem, wezwali ją do Warszawy. Sam Jarosław Kaczyński spajający całą fabułę, grany przez Andrzeja Grabowskiego, postać spajającą całą fabułę, namaszcza ją na Prezesa Rady Ministrów. Zresztą, widzieliście to w zapowiedzi. Beatka ma słuchać, nie myśleć, mówić co jej mówić każą i podpisywać, co podsuną. W końcu wioskowy tłuk urodzony w Przecieszynie nie jest od myślenia. Kilka gagów, trochę śmiechów, nagrody rozdane, afera, upadek pani Premier. Znów Kaczyński, złowrogi, przebiegły władca marionetek i druga zła siła, Tadeusz Rydzyk pod postacią Zbigniewa Zamachowskiego. Medialnym fortelem nasz duchowny wciska na stanowisko rządowe Bartłomieja Misiewicza, absolwenta swojej szkoły wyższej. Tu w rolę wciela się Antoni Królikowski. Asystent polityczny Antoniego Macierewicza granego przez Janusza Chabiora robi nalot na siedzibę CEK NATO, co rzeczywiście miało miejsce. Zdaje test, by potem na ciepłym stanowisku przyćpać w nosek, popić, nie znając się przy tym na wojowaniu. Przekręty finansowe wychodzą mu za to super, afera, koniec Misia. A jakże, Kaczyński oraz Rydzyk na ekranie. Zbigniew Kozłowski, czyli filmowy Stanisław Pięta romansuje z Izabelą Pek, w roli Karolina Szymczak, nowa żona Papieża swoją drogą. Romans rusza podczas kryzysu sejmowego pod koniec 2016, kiedy KOD blokował budynek sejmu. Trochę ruchania na ekranie, cycków, kilka postaci z Gabinetu, epizodycznych. Potem foch Izabeli, jak pamiętamy, upubliczniła ich maile i nagrania rozmów, zdjęcia, by zaistnieć. Niszczy karierę posła, ten wypada z PiS. Narzeczona filmowego Misiewicza odgrywana przez Annę Karczmarczyk robi reportaż o urodzinach Stalina zorganizowanych w lesie. Rozgonionych zresztą przez złych narodowców. Wtyczka Rydzyka najpierw jest zgwałcona przez tych z lewa, potem tych z prawa, domaga się prawdy na wiecu ojca wszystkich ojców. Zbigniew Suszyński wcielający się w postać Grzegorza Schetyny marzy o potężnej partii, do której wciąga pszczelarza Stefana, tu Jan Olbrychski, który zamyka film rzeczywiście mocną i dającą do myślenia sceną.

Cios w nos, aż podłoga odjeżdża

Silne uderzenie bijące od filmu Polityka po prostu zwaliło mnie z nóg. Czułem się znów jak w czasach szkolnych, gdy jechaliśmy ze szkołą do teatru, a na przedstawieniu patrzyłem po godzinie na zegarek. Okazywało się, że minęło raptem 5 minut. Podobnie jest z filmem Polityka. Powyższe wątki wydają się wam wciągające? Opis może mylić. Film ciągnie się jak flaki z olejem. Sceny są przydługie, wątki tak naprawdę niezwykle spłycone. Część postaci, choćby Marcin Morawiecki, pojawia się epizodycznie, a reszta została pozbawiona w scenariuszu mózgu. Beata Szydło przedstawiona jako pusta wieśniara, w końcu, hehe, jest ze wsi to głupsza, wiadomo, tak naprawdę ma sporo dyplomów na koncie. Macierewicz może i wydaje się szaleńcem, jednak zrobienie z niego gościa wymagającego opieki psychiatry, elektrowstrząsów oraz wykazującego pedalskie ciągoty, mocno nagięte. Kaczyński z Rydzykiem oczywiście przesiąknięci złem do szpiku kości, a jakby nie patrzeć, w rzeczywistości to bardzo zdolni stratedzy. Swoją drogą, Andrzej Grabowski odegrał tutaj najlepszą postać, widać aktorski kunszt, Chabiora było mało, lecz się nie doczepię, Antek też ogarnął. Reszta jakby była, ale nie do końca.

Polityka - film dla małych miast i miasteczek

Nie, nie napierdalam się z nikogo. Sam jestem z takiego miejsca i film Polityka oglądałem w lokalnym kinie. Na sali rzeczywiście ludzie się śmiali! Mnie się zdarzyło w scenie z naćpanym koksem Macierewiczem. Resztę przemilczę. Odgrzewane gagi, krążące w necie od lat powiedzonka w stylu "alleluja i do przodu", jakieś suche kawały. Kaczyński wraz z Rydzykiem spajają fabułę, reszta jest porozrzucana niczym wątki z Botox i wszystkich produkcji Patryka Vegi od czasu Pitbull: Niebezpieczne kobiety. Tego właściwego uderzenia, dającego do myślenia, mającego na kogoś wpłynąć, naprawdę niewiele, a można było je wyciągnąć. Końcowa przemowa Marszałka Sejmu wbija się głowę. Ukazanie masowego produkowania posłusznych posłów, wycinania z nich indywidualności oraz ideałów, czy skłócania narodu, tych uli, by się napierdalały, nie da się przemilczeć. Lecz to wszystko jest mimochodem, stanowi 1% treści. Reszta to płycizna. Do tego statyści, którzy zapominają grać i włączają się w połowie ujęcia, źle dopasowane do nich głosy, nudne scenki o niczym, usilne lokowanie produktów. Kac moralny po seansie gwarantowany.

Najpierw trzęsienie ziemi, a potem...

Zaczął z przytupem, fakt. Wywiady dla wszystkich mediów, rozsiewanie dziesiątek plotek i ploteczek, szumne zapowiedzi zmieniającego kształt polskiej polityki filmu. Oto Patryk Vega, nieustraszony bojownik przeciw reżimowi PiS, wkracza na scenę, niosąc prawdziwą bombę, rozrywającą na strzępy obecny system wszechobecnego terroru i ucisku. Redaktor Walmat z Onetu się obsrał, Logo wzięło Patryka na okładkę, w Zetce sikają po nogach, no sztos. Dzieje się, mówią, dużo mówią, a to najważniejsze. Ex-kafar Vega, teraz zdecydowanie zredukowany, wytatuowany, nieżałujący kasy na stylistów stał się z dnia na dzień wielkim bohaterem, opierającym się układom, współpracy z TVP i zastraszaniu.

Mistrz marketingu

Jedno w tej całej sprawie jest pewne - Patryk Vega doskonale wie, do kogo dotrzeć i co powiedzieć, by przed premierą filmu już o nim ciepło mówili. Pomaga mu to jednak nie tylko w promocji. Duży zasięg, duszy szum to większe możliwości przyciągnięcia kasiastych inwestorów, wszak wiadomo, że od Państwa nic nasz Patryk nie chce na produkcję. Pamiętam doskonale, jak oferta dorzucenia grosza na przedostatniego Pitbulla, znalazła się w skrzynce mailowej firmy, z którą niegdyś byłem związany. Gwarancja zysków i możliwość promocji marki. Tak to wygląda.

Ciekawostka promocyjna

Rzecz całkiem świeża, w końcu film Polityka wszedł do kin 4 września. Dobre półtora miesiąca przed tą datą zostałem adminem dwudziestu grup sprzedażowych na Facebooku. Akurat przechodziłem obok nich i widać spodobałem się na tyle założycielowi grup, że dał mi władzę nad grupami ludzików na niebieskiej platformie społecznościowej. Drugi tydzień sierpnia obfitował w zapowiedź tej gorącej premiery kinowej. Dziwnym trafem, takim kompletnym przypadkiem, grupy zaczęły się masowo wypełniać osobami, choć raczej kontami, bo fejkiem aż zalatywało, które linkowały na potęgę do zapowiedzi lub organizowały od razu wspólnego jego oglądanie. Linki często wpadały w jednej chwili na grupy i to z różnych kont. Doprowadzało to do sporej dyskusji, zgłaszania postów, kompletnej rozwałki, a ja w tym oku cyklonu, musiałem interweniować co sekundę. Ile takich profili-botów pojawiło się we wszystkich Social Mediach, tego nie wie pewnie sam Najwyższy. Dziękuję panie Patryk Vega.

Komentarze