Rebel Whopper od Burger King wywołał prawdziwą rebelię
Ponad dwa tysiące komentarzy, tysiąc sześćset reakcji i sto dwadzieścia dziewięć udostępnień zgromadził post Burger King zamieszczony na Facebooku dokładnie 12 listopada o godzinie 10:04. Tego właśnie dnia ta znana sieć restauracji fast food poinformowała na swoim fanpage o wprowadzeniu do swojej oferty wegeburgera znanego jako Rebel Whopper. Skład nowej kanapki w menu Burger King w porównaniu do klasycznego Whoppera pozostał praktycznie bez zmian, nie licząc jednego szczegółu - kotleta. Ten z wołowego został zamieniony na roślinny, bazujący na soi, a pochodzący od ponoć znanej w kręgach wegetarian The Vegetarian Butcher. Mnie nazwa ta nic nie mówi, bo i jak, skoro jestem normalny, lecz może rzeczywiście są w porządku, skoro sam Unilever się na nich połasił. Nowy produkt przelał jednak czarę goryczy i zachwiał zaufaniem polskich konsumentów do marki.
Kotlet w ogniu krytyki
Premiera Rebel Whopper miała miejsce łącznie w 25 europejskich krajach, jednak to w Polsce wywołała ogromną falę, wręcz eksplozję nieprzychylnych komentarzy. Nie od wczoraj wiadomo, że Burger King grilluje wszystkie swoje kotlety na ogniu, przynajmniej tak się reklamuje. Zdecydowanie wyróżnia i odróżnia ich to od McDonald's, gdzie ognia brak. Właśnie dzięki takiemu przyrządzaniu kanapki z Burger King tak ogniście smakują i aż szkoda, że wciąż mają stosunkowo mało restauracji w naszym kraju. Mimo rozmieszczenia ich głównie w większych miastach, na fanpage przybyli ludzie z różnych ośrodków. Myślicie, że poszło o kotlet? W pewnym sensie tak. Myślicie teraz, że fani klasycznego Whoppera się zbuntowali i zbojkotowali tę najpopularniejszą w Burger King, kultową kanapkę? Bo jak to tak soja zamiast wołowiny? Skądże! Zlecieli się ci wykazujący się na co dzień największą tolerancją, miłością do świata, kierujący się dobrem środowiska, eksponujący tęczowe flagi na profilówkach i poświęcający dla ludzkości przyjemność spożywania mięcha.
Hasztag #ludzierośliny
Przejrzałem kilkanaście profili Burger King na Facebooku, by sprawdzić opinie o Rebel Whopper. Nasz przoduje pod ilością komentarzy i reakcji, głównie negatywnych. Rozwścieczeni wegetarianie czy inni weganie, doczepili się do sposobu obróbki termicznej, a właściwie grillowania kotleta. Na ogniu, no fajnie, obok mięsa, już nie fajnie. Bo jak to tak? Burger King nie może nazywać tego wegeburgerem, jeśli wysmaża sojowy krążek w towarzystwie wołowiny lub na kratkach po wołowinie. Powinni zainwestować od razu w osobne sprzęty i grillować osobno. Według mnie powinni również zatrudnić do tego wegeziomka w każdej z restauracji, który odpowiadałby za przerzucanie tych kotletów i pakowanie w bułę, a po pracy brałby prysznic w Domestosie, a następnie palił ubrania robocze, by następnego dnia pobierać nowe.
Chciałbyś, żeby kotlet wołowy do Twojego burgera był smażony na grillu obok mięsa z psa lub kota?
Logika wegeterian, wegan czy jak oni się tam określają, a przestałem to już dawno ogarniać, jest pokrętna i mam nieodparte wrażenie, że brak mięsa zostawił im jakąś zadrę na psychice. Czytając komentarze o Rebel Whopper, znalazłem również te napisane przez normalnych ludzi. Wyrażali zdziwienie, co też się wyczynia, czemu tyle nieprzychylnych opinii, a wręcz hejtu, bo zasadniczo opinią się tego nazwać nie da. Rozjuszeni wegersi, bijący pianą z pyska skapującą im na klawiatury, wśród swoich argumentów wymieniali alergię na mięso, którego wystarczy mała jego cząsteczka, by wywołać uczulenie, a nawet wstrząs anafilaktyczny. Rzuciłem aż okiem na badania. Rzeczywiście taka alergia istnieje, może obejmować 0,3% całej populacji, lecz głównie narażone są na nią dzieci oraz młodzież. Jedna cząsteczka nie wywoła jednak żadnych objawów. Co ciekawe, wszystkie notowane przypadki występowały po spożyciu różnego rodzaju mięsa. Dominowała jednak wieprzowina. Ale co tam, wegetarianie przecież wiedzą lepiej. Na niemieckim fanpage marki, moderacja sama umieściła w opisie informację o możliwej kontaminacji kotleta tłuszczem zwierzęcym. Wiecie co? Nikogo. Pojedyncze komentarze na nie, reszta klaskała. U nas burda. Gdy skończyły się możliwe argumenty, wjechał ten ostateczny z pytaniem, czy mięsożerca zjadłby klasycznego wołowego burgera, jeśli by wiedział, że było smażone obok mięsa z psa lub kota. Śmiałem się w kierunku ekranu niczym Joker. Nie mogłem przestać.
Nie jem mięsa, zrób mi produkt o jego smaku
Wielokrotnie bywałem na grillach. Mniejszych, większych, typowo męskich, mieszanych, zakrapianych, łączących ludzi różnych kultur i zwyczajów żywieniowych. Zimne piwko, dym fajek, rozgrzany do czerwoności grill, na nim karkówka, kiełbasa, boczek. Obok pieczarki, cukinia, papryka faszerowana. My jedliśmy mięcho, wegekoledzy i koleżanki swoje roślinki z grzybami. Nikt nic nie komentował, nikt nikogo nie wyśmiewał, nikt też nie zwracał uwagi, że jedno smażyło się obok drugiego. Zresztą, wegeludziki sami chcą, by ich wege potrawy przypominały ciągle mięso. Wege pasztet, wege burger, wege klopsy, wege gołąbki, wege flaczki. Weźmy też takiego Beyond Burger. Roślinny kotlet, który smakiem bardzo przypomina wołowinę, a nawet krwawi jak prawdziwy. Gdy producent wszedł na giełdę już w dniu debiutu akcje na otwarciu, były warte trzykrotnie więcej niż cena emisyjna. Burger King tworząc Rebel Whopper, chciał spełnić właśnie potrzeby wegetarian. Dał im bezmięsnego burgera smakującego jak ten wołowy. Gdyby nie pojawiła się informacja o smażeniu na tym samym grillu, polscy jarosze by się obżerali tymi burgerami i chwalili wszędzie. Tak ich krzywe pojmowanie rzeczywistości uszło na fanpage marki.
Kryzys wizerunkowy pokroju Sokołowa
Pamięć podpowiadała mi trzy albo cztery lata, jednak rzeczywistość wykazała, że wielki "kryzys", który dotknął markę Sokołów, miał miejsce aż sześć lat temu. Obserwowałem go, przyglądałem się działaniom wszystkich osób, które chciały na nim, choć odrobinę wybić, zaznaczyć swoją obecność, ugrać choć trochę większe zasięgi w mediach społecznościowych. Przewidywano, że tak szerokie działania wykończą markę lub osłabią ją na tyle, że już nigdy nie odzyska pozycji na rynku. Internet jednak szybko się nakręcą na spiralę nienawiści i szybko o sprawie zapomina. Widać to po wciąż rosnących zyskach spółki, kolejnych przejęciach na rynku, inwestycjach, zdobywaniu kolejnych rynków. To samo czeka Burger King. Pokrzyczą w internetach wegetarianie, powrzucają linki w różne miejsca, pozwolą się wygadać "ekspertom" od Social Media, klasycznie przewidzą upadek marki, a potem zapomną o sprawie. Wśród krzykaczy oczywiście przeważa opinia, że taka głośna krytyka Rebel Whopper wymusi na Burger King zakup grilli pod roślinnego burgera, lecz prawdę mówiąc, nie widzę w tym sensu. Mimo że rynek produktów wegetariańskich rośnie rok w rok, klienci kojarzą markę z hamburgerami wołowymi, nie z wege knajpą, tym samym roślinna szama nadal będzie dla nich tylko dodatkiem.
Cytując na koniec słowa generała Memowa z powieści Piter osadzonej w Uniwersum Metro 2033:
"Nie wierzysz. Przyjdź, pokażę ci rezultaty sekcji zwłok Wegan. Zrozumiesz, o czym mówię. To nie są ludzie, Iwanie. Uwierz mi. Nie wiem, kiedy to się zaczęło, ale teraz to bardziej rośliny, niż...". Czy warto więc przejmować się ich opinią?
Komentarze
Prześlij komentarz
Pisz, tylko szczerze.