BLIP, CZYLI DŁUGIE WIECZORY W KRÓTKICH TREŚCIACH

Może Twitter był w tym pierwszy, lecz gdyby nie BLIP, nigdy nie wciągnąłbym się w świat krótkich treści, a wiele moich znajomości nigdy by się nie narodziło.

Widziałem jego śmierć. Byłem tam z nimi, odliczaliśmy wspólnie godziny i potem minuty do zamknięcia serwerów. Razem wspominaliśmy nasze historie, zabawne momenty, przejęzyczenia, spotkania poza serwisem, słowne potyczki, małe wojny, nieporozumienia, a w tle tykał zegar zwiastujący koniec. 

Zabrakło Cię #drogiblipie

Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy dokładnie znalazłem się na pokładzie BLIPa. Rok 2010, a może 2011? Ciężko mi dziś to określić, tym bardziej że mimo możliwości danej przez GG Network i migracji na Wykop, nie skorzystał z tej opcji, co też pogrzebało moją historię w serwisie na zawsze. Pamiętam za to przez kogo, a właściwie dzięki komu trafiłem do polskiego Twittera. Początkowo byłem bardzo sceptyczny wobec BLIP i sam sobie zadawałem pytanie, do czego właściwie mi on potrzebny. Całe 160 znaków do dyspozycji w pojedynczym Blipnięciu, hasztagi pomagające się odnaleźć w tematach, możliwość obserwowania interesujących nas osób, wysyłania wiadomości prywatnych. Przecież miałem nawet więcej. Zadomowiony w Naszej-Klasie (świeć Panie nad jej duszą), chętnie komunikujący się ze znajomymi za pośrednictwem Facebooka, nieufnie podszedłem do nowego dla mnie miejsca w sieci. Wiadomości jakieś krótkie, człowiek się porządnie wypowiedzieć nie może, na co to komu. Zrobiłem jednak krok, wszedłem w świat mikroblogowania i nowych znajomości.

Bardzo Lubiłem Informować Przyjaciół

Pisałem dla siebie, a wręcz do siebie. Praktycznie nikogo nie obserwując, wrzucałem bieżące statusy z życia, jakbym rozmawiał ze ścianą. Towarzyszyły temu prychnięcia, wzruszenia ramion, nuda. Pewnego dnia wrzuciłem chyba fotę pod hasztagiem #samoblip i coś drgnęło. Pierwsze wirtualne interakcje ruszyły z kopyta. Zacząłem włączać się w dyskusje, sam od czasu do czasu inicjując rozmówki. Obserwowałem coraz więcej osób, pisałem sporo publicznie, jak i mocno w DMkach. Nowe znajomości zaczęły nawet wychodzić poza BLIPa, kolorowe awatary zyskiwały twarz, imiona oraz nazwiska, pojawiały się w moim realnym życiu. Wymiana numerów telefonu, czasem jakieś zdzwonko, maile, dodawanie się na Fejsie. Sielanka. No, może nie zawsze, bo również potrafiliśmy dawać sobie wirtualnie po pyskach, a potem z fochem blokować (nie robiłem tego), lecz klimat tego trzymał mnie mocno. BLIPowałem cały czas, kumulując jednak aktywność najbardziej wieczorami. Zaczynałem dzień od wirtualnego #dzieńdobry, kończyłem, pisząc #dobranoc, czując, że jestem częścią fajnej społeczności.

#blipiwo się rozlało

Według statystyk, w kulminacyjnym dla serwisu okresie, aktywnych było 80 tysięcy użytkowników. Kompletnie nic w porównaniu do milionów na Twitterze, jednak my byliśmy taką dosyć bliską rodziną, co zdecydowanie odróżniało nas od międzynarodowej społeczności korpo-molocha. Mimo takiego wydaje się, hermetycznego środowiska, konta na BLIPie posiadali między innymi Lech Wałęsa, ZUS czy Poczta Polska i odbyła się tam nawet debata kandydatów do Europarlamentu.  Dla GG Network, trzymającego łapy na BLIP od czerwca 2007 roku, niepotrafiącego wypromować serwisu, było to jednak za mało. Kasa się kompletnie nie zgadzała, utrzymanie serwerów kosztowało, pomysły monetyzacji nie nadchodziły. Aż nadeszła smutna informacja.

Pacjent BLIP pod respiratorem

Dokładnie 31 sierpnia 2013 miał nastąpić smutny koniec BLIPa. Finalnie serwis został odłączony od maszynerii podtrzymującej życie dwa dni po wyznaczonym terminie. Myśleliśmy, że o nas zapomniano i jednak zostaniemy w naszym małym internetowym domu dłużej, lecz wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Mało kto przeniósł się na Wykop, a ci, którzy podjęli tę decyzję, szybko zaczęli żałować. Inny klimat, inni ludzie, inne zastosowanie serwisu. Niby powstał Blabler, czyli amatorski klon BLIP, jednak nie zgromadził nigdy już takiej publiki. Sporo z nas założyło konta na Twitterze, ginąc w tej maszynce do mielenia mięsa. Odnalazłem kilka osób, ale jakoś nie szalejemy zamkniętą grupą, bo i jak. Pod domeną serwisu powstało dziwne coś z kuponami, odchodząc kompletnie od założeń BLIP. Zostały wspomnienia, garstka znajomości i tęsknota za tamtym czasem. 


Komentarze