ZABAWA W GŁUCHY TELEFON

Może się wydawać, że bawią się w nią głównie dzieci, jednak prawdziwie głuchego telefonu doświadcza się dopiero w dorosłym życiu.

Niedzielne popołudnie. Wypełniony po brzegi domowym obiadem, przepitym czarną kawą i dla pewności poprawionym kawałkiem serniczka, żegnam się po Familiadzie z rodzicami, by wrócić do swojego mieszkania. Spacer jednak się przedłuża, nadkładam drogi, by z jednej strony, spalić nieco kalorii, a z drugiej, wybrać numer do któregoś ze znajomych. Dzwonię, po prostu dzwonię. Głos po drugiej stronie słuchawki mówi mi, jak bardzo się cieszy, że się odzywam i zwyczajnie pytam, co u niego. Rozmowa trwa czasem pięć minut, czasem piętnaście, a czasem pół godziny. Nie ma żadnej normy. Słowa płyną, kolejne chwile na słuchawce też. Nic nikomu nie sprzedaję, nic nie obiecuję, interesują się drugą osobą z czystej ciekawości, bez podtekstów, w końcu to moi znajomi. Kończymy w miłej atmosferze, druga strona raz jeszcze dziękuje za pamięć. Rozłączam się z podładowanymi pozytywnymi emocjami bateriami i z poczuciem dobrze zagospodarowanego kawałka mojego życia. Za tydzień wybiorę inny numer, reakcja będzie podobna.

Święta w dobrej atmosferze

Boże Narodzenie, Wielkanoc, Sylwester. Siedzę od rana z telefonem w ręku, by zaplanować, rozpisać wersje robocze wiadomości do moich znajomych. Żadnych nudnych wierszyków wysyłanych na zasadzie "prześlij dalej". Każdy otrzyma nieco podobne, lecz zawsze wyjątkowe, spersonalizowane życzenia. Wystukuję lekką ręką pięćdziesiąt SMSów. Czekają w skrzynce, by wyjść masowo do różnych odbiorców. Poszły. Zwrotnie dostaję radosne podziękowania za pamięć, czasem wręcz zachwyt takim drobnym dla mnie gestem. Czuję się z tym po prostu dobrze. Mimo że część z tych ludzi widuję sporadycznie, zawsze znajdziemy temat do rozmowy i dostarcza mi to zwyczajną radość. Po serii wiadomości jeszcze kilka krótkich telefonów. Fajnie, że dzwonisz, miły gest, do usłyszenia. 

Milczenie owiec

Moje aktywności trwają jakoś do roku 2015. Przestaję. Tak z ciekawości przestaję. Nadchodzą kolejne święta, jednak tym razem to nie ja napiszę i nie zadzwonię. Sam się chcę ucieszyć, gdy to ktoś inny wykręca mój numer. Dźwięk powiadomienia. SMS z wierszykiem od kogoś z rodziny. Potem drugi, wierszyk ten sam. Chodzę trochę struty, bo jednak spodziewałem się, że wreszcie ktoś z moich znajomych, których tak bardzo szanuję, znajdzie mnie na liście kontaktów, by zwyczajnie wykręcić lub skrobnąć kilka słów od siebie. Dzwoni kumpel, pozdrawia mnie też jego siostra, gadamy dłuższą chwilę, wewnętrzne morale wzrasta. Cześć, fajnie, że zadzwoniłeś, do usłyszenia bracie. Wieczorem znów wierszyk i na tym koniec. Kładę się spać z poczuciem odrzucenia. Całkowitego zapomnienia. Sytuacja powtarza się wraz z kolejnymi świętami, urodzinami. Czasem ktoś rzuci na Fejsie "najlepszego" widząc przypomnienie i na tym się kończy. Przestajłem też wysyłać listy, które lubiłem czasem odręcznie napisać, by wysłać bez okazji.

Nie ma mnie

Przeczytałem kiedyś na jakimś blogu teorię o możliwości zmiany numeru przez drugą stronę, zgubieniu telefonu pełnego kontaktów, uszkodzeniu pamięci urządzenia i urwaniu przez to kontaktu. Nie sądziłem jednak, że zdarzy się to kilkudziesięciu moim dobrym, jak oczywiście mi się wydawało, znajomym. A może to po prostu błąd poznawczy? Może to ja myślałem, że mimo dzielących nas czasami odległości, jesteśmy w dobrych relacjach? Przecież się cieszyli, chętnie opowiadali z uśmiechem na twarzy, co słychać w głosie. Dziękowali za te chwil na słuchawce. Zapomnieli mimo to. Pochłonięci codziennością, życiem rodzinnym, czasem pokonywaniem problemów, skupiając się na karierze, gdzieś tam wyparli mnie z pamięci. Chciałem być częścią ich życia, stałem się, byś może, miłym wspomnieniem. Wierzę w to.

Komentarze